Realizacja w Tworkach

Niska kilkupiętrowa zabudowa z cegły, ryzality, wielospadowe dachy, drewniana stolarka okienna, ogrom zieleni. Jest tu kaplica, cmentarz, a nawet przedszkole. Jak w małym miasteczku. Korzenie tego miejsca sięgają końca XIX wieku. To wtedy, na terenie ówczesnego Zaboru Rosyjskiego, powstał słynny na całą Polskę szpital, którego skrócona nazwa do dziś jest synonimem szpitala psychiatrycznego. Mowa oczywiście o Tworkach.

MOWA OCZYWIŚCIE O TWORKACH.

Usytuowany na terenie rozległego parku, tuż przy stacji podmiejskiej kolejki, którą dojedziemy w niespełna pół godziny do centrum Warszawy. Budowany na wzór szwajcarskich i niemieckich budynków pełniących tę samą funkcję. Stąd w zabudowie panuje godny podziwu porządek, który – mimo przebudów i dobudów – przetrwał skutecznie do dzisiaj. Do tej pory to jedno z niesamowicie urzekających miejsc, o których mówi się, że mają to coś. Przechadzając się brukowanymi alejkami wzdłuż budynków kompleksu, możemy poczuć spokój. (Naprawdę!).

Zbyszek też go odczuwał. Był pielęgniarzem w Tworkach, pielęgniarek wtedy nie pracowało tu za wiele, zupełnie inaczej niż dzisiaj. Miał słuszną posturę – 192 centymetry wzrostu i 100 kilogramów. Właściwie tylko tacy jak on mieli siłę, by bez większego trudu przytrzymać agresywnego pacjenta, który zagrażał swojemu życiu lub innych. Lubił to miejsce, bo miało swój klimat, taką familiarną atmosferę. Wspomina Tworki jako ulubione miejsce pracy. Wnuki mu się dziwią, jeszcze nie rozumieją. Dzieci już tak, choć za młodu straszono je, że tu trafią, jeśli tylko nie będą zachowywać się, jak należy.

Jego „pacjentami” byli również ci ukrywający się przed nazistami, a potem komunistami. Nierzadko inni pielęgniarze, pracownicy administracji, a także lekarze pracowali tu z pokolenia na pokolenie, przyjaźnili się ze sobą. Tak mocno niektórzy z nich zżyli się z Tworkami, że zapragnęli zostać tutaj pochowani. Idylliczne miejsce, można by było pomyśleć, gdyby to jednak nie był – o ironio – szpital psychiatryczny.

Ale jest, choć fakt ten mu w żaden sposób nie umniejsza. Stoi dumnie już trzeci wiek, przetrwał zabory, obie wojny światowe, komunizm. Jego pacjentów cudem ominęła śmierć z rąk hitlerowców (chorzy psychicznie, podobnie jak Żydzi, otrzymywali wtedy z marszu wyrok śmierci). Jest więc coś szczególnego w tym miejscu. Niezniszczalny, nieśmiertelny… w naszej pamięci?

Adrianna Czerniak zdecydowanie nie zapomni historii związanej z pracą dla Tworek. Zajmowała się tu inwentaryzacją – skaningiem laserowym, który umożliwia odwzorowywanie bryły skanowanych budynków. Były to dwa największe pawilony: VII, które było niegdyś zapleczem całego założenia takim jak pralnie, kotłownia, magazyny (stąd figurujący nad wszystkim majestatyczny komin) oraz pawilonem XI z izbą przyjęć. Kolejno 3 mniejsze pawilony mieszczące dziś oddziały szpitalne. Ale to jeszcze inną historię z całego kompleksu szpitalnego nasza architekt zapamięta na zawsze – gdy przyjechała tu po raz pierwszy na podpisanie umowy, usłyszała wydobywający się z okna śpiew. Pewna kobieta – być może pacjentka – śpiewała z radością „Jesteś szalona” zespołu Boys. Tak Adriannę powitały Tworki.

A Zbyszek – choć powitał się z tym miejscem dziesiątki lat temu – niespieszno mu się z nim żegnać, od czasu przejścia na emeryturę przychodzi tu na spacery z psem.